Redline MotoBlog

Informacje, publicystyka z motoryzacyjnego świata. Bez zbędnych konwenansów.

środa, 11 marca 2015

Wyścig na ¼ mili – BMW 225i Active Tourer


Sleeper jakich mało


BMW 225i Active Tourer zainteresowało mnie wyłącznie z dwóch powodów. Pierwszy – chciałem sprawdzić jak szybki może być minivan. Drugi – czy 231 KM w przednionapędowym pudełku na zakupy faktycznie ma sens?


Najlepsze przepisy kulinarne mają to do siebie, że reguły są całkiem proste do skopiowania. Niestety nie przytoczę Wam niczego konkretnego za przykład, ponieważ w danej chwili siedzę na wykładzie i jestem w stanie zadowolić się wszystkim, co jest legalne, byleby nie słuchać czegoś, co w mojej ocenie nie ma najmniejszego sensu.


Jeśli chodzi zaś o same przepisy, co coś tam na ich temat wiem, ponieważ gotuję. Z częstotliwością wizyty na naszym niebie komety Halleya, ale jednak gotuję. Jako, że jestem totalnym amatorem kulinarnym, zdarza się mi oglądać programy kulinarne i czytać książki kucharskie, zaś program Masterchef nauczył mnie tego, że nie warto przekombinowywać. Wiem, że wiąże się z własnym interpretowaniem przepisów, jednak zasada „co za dużo, to nie zdrowo” skądś się przecież wzięła.


Odnoszę wrażenie, że BMW zapomniało o tej regule i zaczęło szukać niszy wszędzie, gdzie to tylko jest możliwe tylko dlatego, by uchodzić za najbardziej nowatorskiego producenta samochodów na świecie. Tymczasem koncepcja minivana klasy premium w wydaniu BMW nie jest ani niczym nowatorskim, ani mile widzianym przez miłośników marki. Po pierwsze – auto zbyt mocno przypomina plebejską Kię Carens, po drugie – to pierwszy samochód z Monachium, który ma napęd na przednią oś. Zanim zacznę punktować po raz kolejny, pozostanę w tej części, by wyjaśnić Wam cały bezsens sytuacji.


Otóż w celu obniżenia kosztów produkcji, zdecydowano się na wykorzystanie płyty podłogowej MINI Countrymana. Jak się jednak okazuje w cennikach, taki zabieg nijak nie przekłada się na oszczędności dla klienta, a najlepszym tego dowodem są potencjalni nabywcy nowego Active Tourera. Według bardzo wiarygodnych, pewnych źródeł dowiedziałem się, że auto, które jest skierowane do osób, które nigdy wcześniej nie miały BMW, faktycznie wzbudza dość spore zainteresowanie, jednak wszystko szybko kończy się wtedy, kiedy ujawnia się ostateczna cena, po doposażeniu samochodu nawet w bardzo potrzebne dodatki. Niestety przekroczenie bram tego segmentu wiąże się z tak wysoką ceną, że ci decydują się na zakup połowę tańszego, a wcale nie gorszego, samochodu. To też rzutuje na to, że klasa minivanów nie może być premium, ponieważ obniżenie cen zdewaluuje prestiżowy wizerunek marki i modelu.


Choć ogólna sylwetka BMW 2 Active Tourera jest zbliżona do konkurencyjnego Mercedesa B klasy, to mimo wszystko prezentuje się bardziej dynamicznie, a to za sprawą niżej zawieszonego, bardziej wyzywającego przedniego pasa z dużymi nerkami i jeszcze większymi reflektorami wyposażonymi w lampy znane w tuningowym światku, jako „ringi”. Dalej jest już znacznie mniej ciekawie, bo pod płaszczykiem różnego rodzaju przetłoczeń mających na celu ukrycie tego, że to tylko minivan, jest po prostu nudno. No chyba, że patrzycie na tył z okazałymi światłami, utrzymanymi w typowym dla BMW stylu, bądź okrągłymi końcówkami wydechu.


W środku co ciekawe czuć, że siedzi się w BMW – takie same są zegary, system iDrive, łopatki na kierownicy, panel radia. Już bardziej „inaczej” jest w i3 i i8, ale. Mam też powody, dla których nie do końca jestem przekonany o bawarskim rodowodzie tego samochodu rodzinnego. Fakt, że jak tak przesiadałem się z miejsca kierowcy na tył, czy fotel pasażera, to odnosiłem wrażenie, że auto dedykowane jest przede wszystkim sternikowi (nie to, że było mi ciasno, bo miejsca jest tu pod dostatkiem), a potem dopiero całej reszcie, co jest typowe (poza flagowymi „siódemkami”) dla BMW, jednak konsola środkowa prezentuje się tak, jakby nie do końca była przemyślana, a dźwignia zmiany biegów prezentuje się po prostu okropnie.


Nawet kierownica wygląda tak, jakby celowo została oszpecona ściągając do dołu ramiona. Tylko po co? Żeby łatwiej można było dostrzec łopatki do skrzyni biegów? A kto w ogóle używa łopatek do zmiany biegów w minivanie?! Przecież typowy nabywca minivana jest tak smutnym człowiekiem, że w życiu nie zrobiłby z nich żadnego użytku. Dużo lepszym dla nich rozwiązaniem jest dobry zestaw audio Harman Kardon, przy którym mogliby słuchać smętnych piosenek o przemijaniu.


Jednak bawarska propozycja przekonuje do siebie kilkoma atutami. Na przykład sprawnie działającą przekładnią i bardzo dynamicznym prowadzeniem. Jak sami widzie, dużo w tym cech wspólnych z BMW, ale czy na pewno? No nie do końca, bo o ile 2 litrowy silnik o mocy 231 KM sprawdza się przy rozpędzaniu się z wysokich pułapów (ba! Jest pierońsko szybki), tak dynamiczna jazda w mieście zaczyna drażnić. Jakiś czas temu jeździłem 218d Active Tourer, gdzie rozczarował mnie torquesteer (ściągania kierownicy podczas przyspieszania), zaś tutaj zamiast walki z niutonometrami – których jest o 20 więcej, niż we wspomnianym dieslu – prowadzona jest batalia z kontrolą trakcji powstrzymującą przed ścieraniem w drobny mak opon o szerokości 195.


Swoją drogą ktoś musiał mieć nie lada poczucie humoru sądząc, że niespełna 40 cm szerokości gumy wystarczyło, aby okiełznać 350 Nm. Fakt, w zakrętach auto zachowuje się bardzo pewnie, co świadczy o dopracowanym zawieszeniu i płycie podłogowej MINI, ale taka moc nie powinna wędrować na przednie koła. Inną sprawą jest to, że 6.6 sekundy do 100 km/h i 240 km/h prędkości maksymalnej w minivanie jest totalnie bezsensowną abstrakcją. Czy widzieliście kiedykolwiek taki samochód gnający z szybkością blisko ćwierć tysiąca kilometrów na godzinę? Nawet to nie brzmi poważnie, dlatego też przejdę do jeszcze jednej szalonej kwestii – ceny.


BMW 225i Active Tourer kosztuje przynajmniej 156 tysięcy złotych i jestem bardziej niż pewien, że nigdy w życiu nie wyjechałoby z salonu takie BMW bez wyposażenia dodatkowego. Dlatego też dopiero teraz musicie się przygotować na prawdziwe wydatki, tym bardziej, że prezentowany 225i wcale nie był jakoś przesadnie wzbogacony dodatkami. Na cenę 215 tysięcy złotych składa się m. in. zestaw Head-up, nawigacja satelitarna, reflektory LED-owe, skórzana tapicerka, podgrzewane fotele oraz czujniki parkowania z kamerą. Jeśli ktoś powie, że warto, to chyba musi być niespełna rozumu.






















Fot. Marcin Koński

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz